Łączna liczba wyświetleń

środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 29

*oczami Harry'ego*

Karetka zabrała Horana, a ja stałem przed drzwiami mojego domu. Patrzyłem jak ambulans odjeżdża na sygnale. Chciałem wsiąść do karetki ale nie chcieli mnie wpuścić. Z wnętrza domu dobiegał zdenerwowany głos mojej mamy, która już powiadomiła mamę Niall'a i teraz dzwoniła do kogoś zapytać, czy jest możliwość pożyczenia auta, bo nasz oczywiście się zepsuł parę dni temu. 
Bardzo trzęsły mi się ręce. Łzy spływały mi po policzkach. W głębi duszy modliłem się, aby blondyn wyszedł z tego cało. 
-Harry! Jesteś gotowy? Choć jedziemy do szpitala. - Powiedziała mama wybiegając z domu. Nadal nie ruszyłem się z miejsca. Obserwowałem co mama zamierza zrobić. Złapała płaszcz i moje buty. Podała mi je abym założył, sama zarzuciła płaszcz na ramiona i zamknęła dom na klucz. Założyłem buty w pośpiechu i pobiegłem za mamą, która była już po drugiej stronie ulicy pod drzwiami sąsiadów i odbierała klucze do ich samochodu.
Mama wsiadła na miejsce kierowcy a ja na miejsce pasażera. Muszę przyznać, że obok mnie miałem chyba najlepszego kierowcę na świecie. Bo nie zauważyłem nawet, kiedy wyjechała na ulicę i stanęła na pierwszych światłach, podczas kiedy ja tylko schyliłem się, by zawiązać sznurówki.
Jechaliśmy bardzo szybko i trochę się tego bałem, bo nie tylko mi z naszej dwójki bardzo trzęsły się ręce. 
Mama pozwoliła mi wysiąść pod szpitalem, a sama pojechała zaparkować auto. Wbiegłem do środka i od razu spytałem się pani w recepcji o Niall'a. Podała mi salę i piętro i od razu tam pobiegłem. Oczywiście schodami, bo szybciej. Na miejscu zaczepiłem pielęgniarkę, która powiedziała, że już wszystko dobrze z blondynem i żebym się ie martwił, ale więcej nie mogła mi powiedzieć. 
Dopiero po chwili zobaczyłem rodziców Horana. Uśmiechnąłem się do nich lekko i usiadłem na jednym z krzeseł.
-Wiadomo co z nim jest? - zapytałem mamę Niall'a
-Na razie nie,lekarze jeszcze go badają,miejmy nadzieję że to nic poważnego - odpowiedziała jego mama,ja też mam taką nadzieje.Po 15 minutach lekarz wyszedł z sali gdzie leżał Horan,my wstaliśmy z krzeseł jakby ktoś nas zawołał
-Kto z państwa jest z rodziny pana Horana? -  zapytał lekarz
-My - odpowiedzieli jego rodzice i też pokazali na mnie
- Dobrze,więc panu Horan'owi na szczęście nic poważnego nie grozi,to było zwykłe zasłabnięcie - powiedział lekarz i odetchnęliśmy z ulgą
-A wiadomo dla czego zasłabł? - zapytałem lekarza
-Spowodowane było stresem,ale teraz będzie dobrze,teraz śpi,ale za jakieś 20 minut będziecie mogli do niego wejść,pojedynczo - odpowiedział lekarz,a my mu podziękowaliśmy
-Więc,kto idzie pierwszy do niego? - zapytałem
-Pierwsza pójdę ja,później mój mąż,a na końcu ty,okej?-zaproponowała pani Horan
-Zgadzam się - jak mama Horana powiedziała tak zrobili,czekałem z godzinkę zanim wszedłem do mojego misia u którego spędziłem,cały dzień i noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz